Wspomnienia (maj - czerwiec 2007)


Budzi się ols, woda, kaczeńce, pierwsze zielone listki, masa ptaków śpiewających, na wodzie kaczki, gęsi gnaazdujące na karpach olch, obok puchacz, nieco dalej na najgłębszej wodzie gniazdo żurawia, a w koronach drzew gniazdo bielika....mały raj na ziemi... Kilka dni mieszkamy w krzakach w takim miejscu.

     

Z utęsknieniem czekam, aż zakwitną ostatnie dzikie grusze rosnące na polach w okolicach Kozienic i Jedlni Letnisko. Trzeba zgrać wiele czynników, drzewa muszą kwitnąć w optymalnym momencie, muszą być okryte samymi kwiatami, zaraz potem pojawiają się zielone listki, które po paru dniach już dominują w koronach i zasłaniają kwiaty. Trzeba trzymać kciuki aby w nocy nie było przymrozku po którym obsypują się kwiaty i aby nie wiało zbyt mocno - wtedy też wszystko spada na ziemię. Do szczęścia brakuje nam tylko ładnej pogody i być w odpowiednim miejscu. Pomimo, że mieszkam niedaleko moich grusz taka synchronizacja udaje mi się raz na kilka lat. W tym roku było całkiem fajnie, jeden dzień z czystym niebem, a drugiego dnia przechodził front z ładnymi chmurami. Po raz pierwszy nie byłem sam - na horyzoncie widziałem innego fotografa, któremu grusze też się spodobały...

     

Jadę do lasu sprawdzić co tam słychać u żurawi gniazdujących na śródleśnych torfowiskach. W tym roku nie udało mi się znaleźć czasu wczesną wiosną i teraz jest już za późno na jakąś akcję, chcę zobaczyć czy rewir był zajęty. Zostawiam samochód i idę na piechotę - oczywiście bez aparatu.... Nad oczkiem wodnym spotykam żurawia, który odstawia koło mnie taniec, biega po wodzie z nisko opuszczonymi skrzydłami - 10 metrów ode mnie, a ja nie mam aparatu !!! Żuraw stara się zwrócić na siebie uwagę co zresztą skutecznie mu się udaje - od patrzenia, aż rozbolała mnie głowa - dlaczego nie mam aparatu.... kątem oka widzę malucha, który biegnie do lasu i chowa się w borówkach - udaje, że go nie ma. Teraz mam czas aby iść po aparat do samochodu, który stoi całkiem blisko.... Pisklak fajnie pozował ale jak tylko trochę ochłonął dał nogę w las i mimo, że był mały zrobił to bardzo szybko... taki dzień trochę pecha trochę szczęścia...


     

Odważyłem się na coś co jeszcze kilka lat temu było nie realne - będę pływał pod żaglami po jeziorze i w dobrym towarzystwie podpatrywał przyrodę. Zawsze miałem chorobę morską i mój błędnik zaraz wariował. Teraz było podobnie, pierwszą noc jakoś przeżyłem ale śniadanie oddałem Neptunowi. Potem o dziwo było coraz lepiej, a na koniec zaczęło mi się podobać - po chorobie ani śladu - może wszystko było w mojej głowie... Pływałem z Leszkiem Karaudą, Czarkiem Korkoszem i z naszym kapitanem Kazimierzem Olszanowskim. Fotografowaliśmy kormorany, czaple, kaczki krzyżówki, cyranki, brzęczki, perkozy dwuczube itp. Fajna wyprawa w gronie przyjaciół....

     

Cóż byłoby warte polesie bez dubelta, dla mnie to cały świat, aż paraliżuje mnie myśl co będzie jak zabraknie dubeltów - niestety co roku jest ich mniej, teraz 2-3 tokujące samce to wszystko... Ptaki zlatują się po południu (17 -18), ich furkot skrzydeł wyrywa mnie z drzemki, potem cisza około godziny - ptaki nasłuchują i sprawdzają teren. Co raz widać jak przebiegają na piechotę pośród trzcin i turzyc, czasami któryś próbuje się odezwać - jeszcze nie pełną zwrotką. Kiedy pojawia się drugi ptak, dubelty szybko się odnajdują - stoją na przeciw siebie i coś tam do siebie “mówią” potem każdy biegnie w swoją stronę na ulubioną kępką traw, gdzie prężąc się i śmiesznie ruszając dziobem wydobywa z siebie terkoczącą zwrotkę mającą na celu zwabić samicę, turniej - gonitwy, podskoki, toki nasilają się wieczorem i w nocy. Tokujące dubelty na poleskim bagnie... jak długo będziemy mogli ich jeszcze posłuchać.... 

     

Jesteśmy na dubeltach, codziennie rano odzywa się koło nas derkacz i kusi. Któregoś dnia jest pochmurna pogoda i postanawiam bez przekonania “powalczyć” z derkaczem. Dookoła mokra trawa, nikt nie lubi chodzić po takiej trawie - derkacz też. Znalazłem miejsce gdzie była mała polanka z położonej starej trawy. Siedzę i siedzę i nic. Nagle wychodzi derkacz, czyści się, odzywa a potem znika w morzu traw - udało się.

     

Odwiedzam Wigierski Park Narodowy. Mam okazję po wielu latach osobiście poznać Wojtka Misiukiewicza, nasze drogi gdzieś zawsze się przecinały. Wojtek jest pracownikiem Parku i świetnym fotografem przyrody. Teraz spotykamy się przy gnieździe jarząbka. Samica siedzi w środku dużego lasu (gniazdo to nieduży dołek na ziemi, gdzie leżą nakrapiane jajka) Samica ma maskujące barwy i udaje, że jej nie ma. Można do niej podejść bardzo blisko bez żadnych ukryć, trzeba to zrobić bardzo powoli - gdybym tego nie zobaczył to bym nie uwierzył. Jeszcze raz dzięki Wojtek za gościnę i niesamowitą przygodę z jarząbkiem.

     
 

00  01  02  03  04  05   06  07  08  09  10  11  12  13  14  15  16  17  18

 

© Prawa autorskie do zdjęć i tekstów zamieszczonych  na tej stronie są zastrzeżone i chronione polskim prawem. 
Fotografie są własnością spadkobierców Artura Tabora i nie mogą być wykorzystywane bez ich pisemnej zgody !


Webmaster: Zbigniew Cieśla zc@plusnet.pl