Sowy Polski 

Fotograf przyrody - Artur Tabor poświęcił 7 lat pracy na fotografowanie sów występujących w Polsce. Sowy były bardzo trudnym wyzwaniem – są niezwykle skryte i czujne. Aktywne są głównie nocą, kiedy nasze zmysły zawodzą.

Mało kto wie, że w naszym kraju regularnie wyprowadza lęgi 9 gatunków sów. Mamy wśród nich prawdziwe giganty - jak puchacz o rozpiętości skrzydeł przekraczającej 1.5 metra i sowie liliputy – niewiele większe od wróbla domowego np. sóweczka. 

Każdy z gatunków preferuje inny biotop (miejsce występowania). Mamy gatunki związane z lasami, z bagnami, z krajobrazem rolniczym, czy gatunki występujące w naszej zabudowie, blisko człowieka.
Są sowy aktywne nocą ale są też i takie, które w nocy widzą gorzej od człowieka i są aktywne tylko w dzień. W albumie „Sowy Polski“ będą pokazane i opisane wszystkie gatunki oraz m. in. przygody towarzyszące autorowi podczas robienia zdjęć – które były wyjątkowo trudne do wykonania. 

Aby sfotografować te tajemnicze ptaki autor musiał zastosować wyrafinowany sprzęt fotograficzny i filmowy min. kamery na podczerwień i zdalnie sterowane aparaty. Setki godzin spędzonych nocą razem z sowami na czubkach drzew, na bagnach, na kościelnych strychach i wieżach dały niepowtarzalny materiał dokumentalny z życia sów. Teraz w naszym albumie będziemy mogli zobaczyć wszystkie nasze sowy i przekonać się, że nie są to żadne duchy - ale niezwykle ciekawe i pożyteczne ptaki. 
Nadszedł czas aby wyjaśnić mity towarzyszące sowom !


Największy przeciwnik PUCHACZ

Zimowe wyjazdy do skutych lodem podmokłych olsów i szukanie przy świetle księżyca odzywających się w zajętych rewirach puchaczy to niezapomniane chwile. Wyprawy te pozwalały mi się zorientować, gdzie w danym roku ptaki te mogą wyprowadzać lęgi. Główne poszukiwania skoncentrowałem na Lubelszczyźnie – puchacze często gniazdują tam w bagiennych lasach bezpośrednio na ziemi, na karpach olch wystających z wody. 

W roku 1997 przeszukiwałem wraz z przyjaciółmi olsy koło miejscowości Mosty, niedaleko Włodawy. Woda była bardzo wysoka i nie udało się nam skontrolować najbardziej niedostępnych fragmentów lasu.
Po paru tygodniach, kiedy już pogodziłem się z myślą, że w tym roku nie uda mi się zrobić zdjęć puchacza, z Włodawy zadzwonił Leszek Niejedli, że leśnicy znaleźli w lesie gniazdo puchacza. Nie wiedzieli wprawdzie, co takiego znaleźli, ale widzieli w lesie dwa białe ohydztwa leżące pod pniem olchy. Rzeczywiście młode puchacze zaraz po wykluciu nie są zbyt urodziwe, ale żeby zaraz ohydztwa?! 

Zapakowałem szybko sprzęt i pojechałem do Leszka, który tymczasem odnalazł i sprawdził gniazdo. Woda w lesie wciąż była głęboka, z trudem dotarliśmy na miejsce. Widok zapierał dech w piersiach – u podnóża olchy wśród paprotek leżały pokryte białym puchem pisklęta puchacza, prawdopodobnie z drugiego lęgu. Był początek maja, więc młode, już opierzone, powinny opuszczać gniazdo.

Poszukałem miejsca, gdzie mógłbym bezpiecznie zbudować ukrycie. Puchacze są bardzo ostrożne, potrafią nawet porzucić pisklęta, jeśli poczują się zagrożone. Wyzwanie było niesamowite. Przez następny tydzień powoli budowałem ukrycie w kształcie krzaka paproci. Co wieczór dodawałem kolejnych parę gałęzi, aby stopniowo przyzwyczaić puchacza do nowego elementu w jego rewirze. Dorosłych ptaków nie widziałem, ale wiedziałem, że samica jest w pobliżu i pilnuje piskląt. Za każdym razem, gdy dochodziłem do gniazda, puchacz odzywał się gdzieś z koron drzew tajemniczym ostrzegającym głosem. Kiedy ukrycie było już gotowe, postanowiłem udać się na noc do “budy” na pierwsze spotkanie z puchaczem – jeszcze bez aparatu, chciałem tylko zobaczyć, jak zachowuje się puchacz i jak reaguje na światło. Po raz pierwszy bałem się, że nie wytrzymam tego oczekiwania, i kiedy zobaczę ptaka, nacisnę za szybko spust migawki i go przepłoszę. Wziąłem tylko akumulator samochodowy i małą piętnastowoltową lampkę.

I oto w lesie powoli zapada zmierzch, siedzę ukryty już od dwóch godzin, w ręku ściskam wyłącznik lampki, gotów w każdej chwili zapalić światło. W olsie odzywa się puchacz, odpowiadają mu przerażone głosy kaczek krzyżówek. Zaczęło się – puchacz wyruszył na łowy.

Siedzę i czekam. Jest już całkiem ciemno, komary tną niemiłosiernie! Ich brzęczenie przerywa głos puchacza – odpowiada mu drugi ptak. To samiec przyniósł upolowaną ofiarę i samica poleciała ją odebrać. Po chwili ląduje na sąsiednim drzewie, tuż koło mojego ukrycia, i w całkowitej ciemności słyszę, jak obdziera zdobycz z piór. Potem przelatuje tuż nade mną i siada na ziemi koło gniazda. Pisklęta piszczą i domagają się pokarmu Słyszę, jak samica wyrywa kawałki mięsa i podaje je pisklakom – wszystko to widzę oczami wyobraźni, jeszcze boję się zapalić światło. Postanawiam poczekać do następnego karmienia i rozkoszuję się chwilą słodkiego oczekiwania.

Po dwóch godzinach samica przylatuje na kolejne karmienie, tym razem z innej strony, ale też bardzo blisko mnie – już wiem, że na pewno nie boi się mojej “budy”. Teraz tylko pytanie: co ze światłem? Po chwili pełen napięcia zapalam lampkę, a samica nic, nawet nie spojrzy w moją stronę, powoli karmi swoje młode. Jest przepiękna, bije z niej siła i moc – patrzę pełen zachwytu, zdając sobie sprawę, że niewielu ludzi widziało taką scenę w naturze, może nawet ja jestem pierwszy. Jeszcze dzisiaj, pisząc te słowa, drżę z emocji.

Następnej nocy miałem już aparat i wykonałem swoje pierwsze zdjęcia – puchacz na błysk lamp wcale nie reagował, może kojarzyły mu się z błyskawicami, a trzaskanie migawki z tajemniczymi grzmotami.

Od tej chwili przez wiele nocy chodziłem z aparatem i akumulatorem na plecach na nocne zdjęcia. Patrzyłem, jak rosną młode puchacze, jak się zmieniają. Ciekawostką jest to, że samica przynosiła do gniazda upolowane inne gatunki sów, na przykład uszatki. Myślałem że wśród sów jest jakaś solidarność – ale nic z tego. W końcu pewnej nocy byłem świadkiem, jak młode puchacze opuściły gniazdo i na piechotę zaczęły penetrować las pod bacznym okiem dorosłych ptaków. Po miesiącu wracałem do domu niemal w samych majtkach, bo wyciekający z akumulatora kwas wypalił mi większość ubrania. Miałem jednak zdjęcia puchacza!

Przez następne lata nie udało mi się znaleźć gniazda, a zależało mi na zrobieniu zdjęć puchacza w ciągu dnia. Okazja nadarzyła się dopiero w 2002 roku. Mój kolega, fotograf przyrody Rafał Siek, znalazł na Lubelszczyźnie gniazdo. Umówiliśmy się, że będę mógł zrobić ujęcia filmowe – zdjęć robić nie chciałem, byłyby takie same jak Rafała, zresztą to on niemało się natrudził, aby znaleźć puchacza i zbudować ukrycie. Pewnego dnia dostałem telefon, że wykluły się małe puchacze. Rafał spytał, czy chciałbym zrobić zdjęcia, bo on nagle musi wyjechać. Okazja była super! Był tylko jeden problem, Rafał mógł mnie doprowadzić na miejsce w poniedziałek, a wyciągnąć mnie stamtąd dopiero w czwartek. Taki był układ: cztery dni sam na sam z puchaczem. 

Już pierwszej nocy rozpętała się burza i trochę się przeraziłem, że zaraz zmoknę, a przede mną parę dni siedzenia. Po chwili na dachu ukrycia zebrała się masa wody, pod jej ciężarem dach się niepokojąco obniżył. Kiedy dotknął mojej głowy, woda zaczęła ściekać mi za kołnierz. Za parę minut byłem cały mokry, siedziałem tyłkiem w wodzie – z poduszek na fotelu uciekło powietrze i zrobiła się z nich idealna niecka. O wylaniu wody nie było mowy. Tuż obok, równie zmoczona jak ja, siedziała samica puchacza, jeszcze by mnie usłyszała i uciekła. Bez niej pisklęta w taką pogodę mogłyby nie przeżyć. Włączyłem na moment kamerę na podczerwień i zobaczyłem samicę – osłaniała swoim ciałem pisklęta, woda spływała jej po dziobie i skrzydłach. Kiedy grzmiało i błyskało, zamykała oczy i kurczyła się ze strachu.

Rano puchacze były tak mokre i sponiewierane przez deszcz, że wyglądały jak siedem nieszczęść. Zdjęć nie mogłem robić, ponieważ obiektyw zaparował i musiałem czekać, aż będzie się nadawał do użytku. W tym czasie ptaki też doprowadzały się do porządku, czyszcząc upierzenie. Na toalecie i suszeniu sprzętu spędziliśmy z puchaczem cały dzień. Kolejna noc była okrutnie zimna, był nawet mały przymrozek, poczułem go szczególnie dotkliwie w tylnej części ciała, bo cały czas siedziałem w mokrym fotelu. Rano nic już nie czułem. Samica o świcie poleciała na rekonesans, ja patrzyłem na pisklęta i czekałem. W końcu po całej dobie miałem szansę wykonać pierwsze zdjęcie puchacza, i to w dzień – o tym przecież marzyłem ! Było bardzo zimno i czułem, że samica zaraz wróci, aby ogrzewać swoje pisklęta. Nie myliłem się. Po dwóch godzinach z letargu wyrwał mnie głos lądującego na gnieździe puchacza. 

Powoli zerkam do aparatu i to, co widzę, jest nagrodą za wszystkie cierpienia. W całym kadrze mam stojącą samicę – patrzy w moją stronę, jest wspaniała. Ostrożnie ustawiam ostrość i robię pierwsze zdjęcie. Jest! Po paru ujęciach samica wchodzi do gniazda i zasiada na pisklętach. Jesteśmy sami – czasami obok przejdzie żuraw, który ma gdzieś tutaj gniazdo, a po południu blisko nas pojawia się łoś – ja chyba jestem w niebie!

Kiedy po paru dniach Rafał wrócił i wyciągnął mnie z ukrycia, na nowo uczyłem się chodzić. Tak długo siedziałem w jednej pozycji, z nogami unieruchomionymi w bagnie, że teraz odmówiły mi posłuszeństwa. O innej części ciała nie wspomnę – odmrożony tyłek był jak deska, przez miesiąc nie miałem w nim czucia. Ale sfotografowałem puchacza w dzień. Dla kogoś, kto nie zna tej historii, są to zwyczajne zdjęcia, a dla mnie – zdjęcia życia.

Artur Tabor
 

© Prawa autorskie do zdjęć i tekstów zamieszczonych  na tej stronie są zastrzeżone i chronione polskim prawem. 
Fotografie są własnością spadkobierców Artura Tabora i nie mogą być wykorzystywane bez ich pisemnej zgody !


Webmaster: Zbigniew Cieśla zc@plusnet.pl